5.5.11

W ślady Leonarda?

Mój młodszy synek na początku roku szkolnego zmienił grupę i nauczyciela zajęć plastycznych, na jakie uczęszcza już czwarty rok. I muszę przyznać, że bardzo dobrze ta zmiana na niego wpłynęła. Teraz jego nauczycielem jest mężczyzna i to chyba był strzał w dziesiątkę, bo mieliśmy mały kryzys - nie w chęci rysowania tylko w chęci chodzenia na zajęcia. Ale w poprzedniej grupie były same dziewczynki i miałam wrażenie, że pani prowadzącej przeszkadzała obecność dość żywego ( mówiąc oględnie :)) chłopca. Teraz na każde zajęcia biegnie z uśmiechem! Przekonał się, że to, że lubi rysować, nie uwłacza w niczym jego męskości i już nie ma w nim rozterek.

Pan daje im bardzo ciekawe zadania. Ostatnio mieli narysować kopię obrazu Leonarda da Vinci, do wyboru - Mona Lisa lub Dama z gronostajem. Młody wybrał to drugie, bo stwierdził, że jest łatwiejsza ( !?:) ) na moje poważne pytanie dlaczego - odpowiedział, że ten krajobraz z tyłu miał za dużo szczegółów. Praktyczne podejście.
Kopia mojego synka powstawała na dwóch zajęciach każde po 1,5 godziny i jest wykonana ołówkiem, Wymiary 30x21cm, czyli całkiem spore.


Jestem matką i jestem bezwstydnie nieobiektywna. I jestem zachwycona tym obrazkiem i bardzo dumna. Bo młody ma lat 9 i pół.
A tu oryginał dla porównania


Słyszałam, że właśnie w drodze na wystawę w Berlinie a potem dalej po Europie. Mam nadzieję, że przeciwnicy tej akcji nie będą mieli racji i obraz wróci cały i zdrowy. Ja widziałam go raz i bardzo mi się podobało. Miałam też okazję widzieć w Luwrze Monę Lisę i pamiętam moje rozczarowanie! Nie , że brzydki :) ale trudno coś było zobaczyć przez tłum ludzi i grube pancerne szyby. A obraz jest taki mały! Byłam tym zupełnie zaskoczona. Natomiast w Kamienicy Czartoryskich w Krakowie, gdzie sobie Dama z gronostajem mieszka - tam były luksusowe warunki. Cicho, pusto - i Ona :)

Mój ulubiony fragment kopii w ołówku

Jak on te palce narysował! Wydają się takie delikatne...

Zielona cebulka i szydełkowe początki

Minęły święta, minęła majówka.... a za oknem tu i ówdzie znowu zima! Mam nadzieję, że to jednak chwilowe!!!
Dziś u mnie było jednak słonecznie, chociaż bardzo, bardzo zimno. Wykorzystałam zachodzące słoneczko do zrobienia kilku zdjęć mojej wielkiej ostatnio fascynacji - cebulom z zielonym :)
Niby takie cebule, ale jakie to piękne! Po prostu nie mogę się nigdy napatrzeć. Uwielbiam je do tego stopnia, że w warzywniaku jakiś czas temu specjalnie z kosza z cebulą wybierałam te z zielonymi już listkami, a pani sprzedająca patrzyła na mnie tak jakoś dziwnie.... A teraz już ich nie brakuje, powybierałam i poukładałam na kuchennym parapecie i gdzie się tylko dało.
W tym roku były pełnoprawną ozdobą na naszym świątecznym stole. No bo czyż nie są symbolem odradzającego się życia wcale nie gorszym od jajka?


Tutaj prezentują się wesoło w moim tegorocznym koszyczku, razem z jajkami, farbowanymi oczywiście w cebulowych łupinkach :)

Wykorzystalam je jeszcze do pokazania Wam kolejnej mojej miłości - lnianych nici. Mąż mi zakupił na próbę szpulkę w Castoramie, bo bardzo byłam ich ciekawa. Postanowiłam poćwiczyć trochę robienie na szydełku, bo kiepska w tym jestem a z pięknej czapeczki ( pokazywanej kiedyś) jeszcze nie zrezygnowałam, oj nie!

Więc zrobiłam kubeczek




i jeszcze serwetkę jakby

a teraz próbuję zrobić kwiatuszki i listki


Najbardziej zadowolona jestem z kubeczków, bo nawet dwa takie powstały. Ale najfajniejsze są te nici. Nie wiem co surowy len ma takiego w sobie... urzeka mnie jego kolor, faktura, zapach... Ja naprawdę co chwila wąchałam tę robótkę :D

Chcę Wam jeszcze pokazać zdjęcie z 3 majowo - zimowej wycieczki. Wybraliśmy się w okolice ruin zamku w Smoleniu. Było ZERO stopni, mgła, wiatr i deszcz a na koniec śnieg. Na szczęście byliśmy odpowiednio ubrani. Ale klimaty były niesamowite!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...